Zanim zdecydowałam się na zakup zestawu startowego do hybryd, długo się nad nim zastanawiałam. Koszt takiego zestawu nie jest przecież mały. Same lakiery też są droższe od tradycyjnych. Przede wszystkim jednak bałam się, czy dam sobie radę. Nigdy wcześniej nie miałam robionego takiego manicure u specjalistki. Czy będzie mi się chciało? Czy w moim wykonaniu to będzie dobrze wyglądać? Minął rok od zakupu i dziś wiem, że to była dobra decyzja. Dlaczego? Czytaj dalej, szczególnie jeśli też masz wątpliwości.
Wybór lampy
Wybierając zestaw do hybryd kierowałam się przede wszystkim w miarę bezpieczną i użyteczną lampą. Piszę bezpieczną, ale przecież chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że prawdopodobnie takie lampy nie są obojętne dla zdrowia. Mam na myśli raczej atesty potwierdzające, że lampa działa tak, jak powinna, dlatego na przykład nie kupiłam lampy w markecie czy na aliexpress. Poza tym chciałam, by lampa była na tyle duża, by mieściła całą dłoń i na tyle szybka, żeby cały proces utwardzania przebiegał jak najszybciej. Mój wybór padł na zestaw startowy Semilac z lampą LED 24 W. Obecnie w sprzedaży jest podobny zestaw o nazwie „Try me” i na stronie Semilac kosztuje 198 zł, czyli praktycznie tyle samo, ile mój rok temu. Nie wiem, dlaczego postawiłam akurat na tę markę. Pewnie wydawała mi się najbardziej rozpoznawalna. Lampa Semilac UV LED 24 W jest spora ale poręczna. Utwardza bazę i jasne kolory w 30 sekund a ciemne kolory i top w 60.
Zestaw startowy do hybryd Semilac
W zestawie startowym, który wybrałam, poza lampą znajdowała się baza, top, 5 mini lakierów, rolka wacików bezpyłowych, zmywacz, odtłuszczacz, striper, 2 pilniczki i bloczek polerski. Całość idealna dla początkujących. Od razu dokupiłam tylko drewniane patyczki i folię do usuwania hybryd. Gdybym kolejny raz miała dokonać wyboru, mając dzisiejszą wiedzę skomponowałabym taki zestaw sama. Przede wszystkim dlatego, że część kolorów z zestawu kompletnie mi nie leży. Canary Green i Electric Pink muszę w końcu komuś oddać, bo nie cierpię neonów. Sleeping Beauty może się podobać, ale nie jest moim ulubieńcem. Z całej piątki najbardziej lubię Biscuit, który świetnie wygląda również z delikatnym Mint. Poza tym od razu kupiłabym większe opakowania zmywacza, odtłuszczacza, więcej bloczków polerskich. Na tamten czas ten zestaw startowy był jednak dla mnie dobrym wyborem.
Manicure hybrydowy – nie taki diabeł straszny
Większość z nas potrafi sobie pomalować paznokcie i robi to dobrze. W hybrydach większej filozofii nie ma. Powiedziałabym nawet, że z malowaniem jest trochę łatwiej, bo lakier nie zasycha i można spokojnie wszystko poprawić, wytrzeć zalane skórki itd. Więcej zabawy jest ze zdejmowaniem hybryd. Tutaj faktycznie trzeba uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Myślę jednak, że spokój i umiar są kluczem do sukcesu. Przede wszystkim postawiłabym na zdejmowanie lakieru hybrydowego przy użyciu zmywacza a nie samej frezarki, którą niedoświadczony użytkownik łatwo może zrobić sobie krzywdę. Przy właściwym, delikatnym, zdejmowaniu, paznokcie nie ucierpią. Stan moich pozostał bez zmian. Są cienkie i łamliwe. Jak wcześniej.
Hybrydy w domu – czy to się opłaca?
Zestaw startowy z lampą kosztuje około 200 zł. Każdy nowy lakier 30 zł. Do tego dochodzą koszty materiałów (zmywacza, pilniczków itd.), które też się zużywają. Jeśli ktoś, tak jak ja, lubi prostotę i klasykę, ma kilka ulubionych kolorów, to taki zestaw do wykonywania hybryd w domu jak najbardziej ma sens. Jeśli jednak ktoś lubi kolor, błysk, misterne zdobienia, za każdym razem chce mieć inny manicure, po pierwsze może nie podołać samodzielnemu wykonaniu, po drugie taka zabawa w domu może kosztować go zbyt dużo. Dla mnie to świetna opcja. Tym bardziej że nie lubię przesiadywać w gabinetach i zmuszać się do rozmowy o niczym.
Semilac – moje ulubione kolory
Zauważyłam, że pora roku nie ma dużego wpływu na kolory, które wybieram. Uwielbiam czerwień w odcieniu Intense Red, poza tym Classic Wine i Burgundy Wine. To taka moja trójca, którą najczęściej noszę. Poza tym lubię malinową Szeherezadę, szczególnie z dodatkiem różowego złota Pink Gold. Oba te lakiery świetnie się komponują również z Light Pink, który jest moim ulubionym nudziakiem. Latem chętnie sięgam też po jaśniutki Biscuit, który ożywiony nieco odcieniem Mint wygląda lekko i świeżo. Ostatnio dokupiłam jeszcze klasyczną biel Strong White do świątecznych zdobień, jesienny Berry Nude i czekoladowy Espresso, ale żaden z nich nie zachwycił mnie na tyle, bym sięgała po niego częściej. I wiecie co? Tyle mi w zupełności wystarcza. Może pokuszę się kiedyś o granat Cobalt lub Blue Ink na przykład, ale najpierw raczej sprawdzę, czy takie kolory w ogóle mi leżą.
Przewaga hybryd nad tradycyjnymi lakierami
Ostatnio chciałam być sprytna. Miałam mało czasu i pomyślałam, że pomaluję szybko paznokcie tradycyjnym lakierem. Nałożyłam dwie cienkie warstwy, na to wysuszacz i… po dłuższym czasie okazało się, że coś mi się odbiło na paznokciach, bo jeszcze dobrze nie wyschły. Dlatego nigdy więcej tradycyjnych lakierów. Jeśli mam przygotowane paznokcie (usunięty stary lakier, wypolerowana płytka, odsunięte skórki) malowanie hybrydami zajmuje mi nieco ponad pół godziny. Potem od razu mogę robić wszystko, na co mam ochotę. Dla mnie to niesamowita wygoda. W dodatku całego procesu nie muszę powtarzać już po kilku dniach. Ja jestem zachwycona. To był jeden z najlepszych kosmetyczny zakupów zeszłego roku.
Nosicie hybrydy? Robicie same w domu czy korzystacie z usług specjalisty w salonie? Pochwalcie się, jakie są Wasze ulubione kolory.