Francuska organizacja konsumencka UFC Que Choisir opublikowała niedawno listę* 185 kosmetyków, które zawierają substancje potencjalnie szkodliwe dla zdrowia. Na liście znajdują się kremy, antyperspiranty, szampony, pasty do zębów a nawet produkty dla dzieci (!) takich znanych marek jak Adidas, Garnier, L’Oréal czy Nivea.
W internecie zawrzało. I nie tylko wśród firm czy osób mniej lub bardziej związanych z kosmetycznym światem. Pojawiły się różne głosy: lista powinna być dłuższa, nie dajmy się zwariować, czego w takim razie używać, to tylko sianie paniki, jak dobrze że nie mam tych kosmetyków… Czy to coś zmieni? Statystyczny Kowalski nie czyta składu kosmetyków, nie ma bladego pojęcia o składnikach i ich właściwościach, nie ma nawet ochoty i nie czuje potrzeby tego zmieniać. Za moment zapomni o temacie, o ile w ogóle choć na moment się nad nim zatrzymał.
A my? Czytam recenzje kosmetyków i wielokrotnie nie widzę w nich nawet ich składu. Bez analizy, bo rozumiem, że nie każdy jest ekspertem (choć uważam, że podstawową wiedzę warto mieć). Piszemy, że skład może nie jest najlepszy, ale kosmetyk na nas świetnie działa, nie uczula, nie wysusza, nie zapycha itd. Wiadomo, że niektóre substancje dopuszczone są do użycia tylko w pewnym stężeniu. Ale co z działaniem długofalowym? Kumulowaniem się substancji? Co z wpływem na gospodarkę hormonalną? Jakie jest Wasze zdanie? To tylko teorie spiskowe czy warto jednak zainteresować się tematem?
* gdybyście jej jeszcze nie widziały, możecie zapoznać się z nią tutaj