Zostań w domu – moje podsumowanie marca

Tegoroczny marzec przejdzie do historii. Ja z pewnością zapamiętam go do końca życia. W najgorszych snach nie spodziewałam się sytuacji, która nas spotkała. I nie mam tutaj na myśli samej pandemii, ale również media napędzające spiralę strachu i rząd ograniczający nasze swobody. Jak ja sobie z tym radzę? Zapraszam na podsumowanie marca. Nawet jeśli nie zarażę Cię ostrożnym optymizmem czy nie dam Ci nadziei, jak zwykle znajdziesz u mnie dobre książki i warte obejrzenia filmy.

Siedzieć w domu - moje podsumowanie marca

Książki

Mimo że powoli oswajam się z sytuacją, moje myśli mimowolnie wciąż gdzieś tam krążą i ciężko mi się skupić na słowie pisanym. W marcu przeczytałam tylko 2 książki i wcale nie usprawiedliwia mnie fakt, ze jedna z nich ma ponad 500 stron. To „Pokój motyli” Lucindy Riley, który jest ciepłą, rodzinną opowieścią osadzoną w niewielkim angielskim miasteczku. Mamy tutaj mnóstwo wspomnień, rodzinną tajemnicę, miłość, nie zawsze szczęśliwą, ale i dobre zakończenie. To lekka, przyjemna historia. W sam raz na ten czas. Kolejną książką, po którą sięgnęłam, był „Esencjalista” Grega McKeowna. Kupiłam go po którymś spotkaniu blogowym i zapowiadał się naprawdę nieźle. Porusza temat zarządzania czasem poprzez skupianie się na rzeczach najważniejszych i odpuszczanie całej reszty. Niestety autor przedstawia problem w tak nudny sposób, że trudno mi było przez tę książkę przebrnąć. I nadal nie wiem, co zrobić, by nie przejmować się wszystkim.

Siedzieć w domu - moje podsumowanie marca

Filmy

Mam taki mały zwyczaj, że co wieczór do kolacji oglądam odcinek serialu albo pół filmu pełnometrażowego. Ponieważ w marcu oglądałam wyłącznie filmy, trochę się ich uzbierało. Większość polecam, zresztą zerknij w moje krótkie opisy. Tym samym chyba nadrobiłam zaległości filmowe i powoli będę wracać do seriali.

  • „Przełęcz ocalonych” to film na podstawie prawdziwych wydarzeń. Przedstawia historię bohaterskiego sanitariusza, który podczas wojny odmawia noszenia broni. Bardzo polecam.
  • „Manchester by the Sea trochę mnie rozczarował. Opowieść o mężczyźnie zmuszonym do opieki nad bratankiem po śmierci jego ojca jest owszem smutna i momentami wzruszająca, ale czegoś mi w tym filmie zabrakło. Może dobrego zakończenia?
  • „Bohemian Rapsody” z kolei zrobił na mnie ogromne wrażenie. I jak nie byłam nigdy wielką fanką Queen, choć oczywiście znam wszystkie przeboje, bardzo mi się podobał.
  • „Kler” po zwiastunach wydawał się być lekkim, zabawnym filmem a okazał się zupełnie inny. Ciężki, niejednoznaczny, typowy dla Smarzowskiego. Dobry.
  • „Free Solo: ekstremalna wspinaczka” to dokument pokazujący pierwszą samodzielną wspinaczkę bez zabezpieczeń na ścianę El Capitan w Parku Narodowym Yosemite. Ja miałam dreszcze!
  • „Nienawistna ósemka” czyli western Tarantino powinien być z gatunku dobry, ale tak mnie znudził, że absolutnie nie polecam.
  • „Le Mans ’66” opowiada o tym, jak na zlecenie Forda projektant Carroll Shelby i kierowca Ken Miles podejmują wyzwanie pokonania Ferrari w wyścigu Le Mans. Bardzo dobrze się ogląda.
  • „Contratiempo” to hiszpański kryminał pełen zwrotów akcji. Trochę w skandynawskim stylu. Jeśli jeszcze nie widziałaś, jest dostępny na Netflixie. Warto. Zwiastun niżej.
  • „The Dawn Wall” jest kolejnym dokumentem o wspinaczach. Tym razem pokonują ścianę z zabezpieczeniem, ale za to pionową i wysoką na 900 metrów, co sprawia, że przez prawie 3 tygodnie praktycznie na niej mieszkają.
  • „W lesie dziś nie zaśnie nikt” to polski horror z Julią Wieniawą w roli głównej. I choć zbiera słabe oceny, moim zdaniem jest całkiem niezły, jak na slasher oczywiście (czyli taki film, w którym bohaterowie po kolei giną).
  • „Choć goni nas czas” miał być optymistycznym filmem na czas pandemii. Nie był. Jest przygnębiającą historią umierających mężczyzn, którzy zaprzyjaźniają się w szpitalu.
  • „Borg/McEnroe. Między odwagą a szaleństwem” pokazuje turniej życia wybitnych tenisistów i drogę, jaką do niego doszli. Ciekawy, chociaż jak ktoś bardzo nie lubi sportu, może się znudzić.
  • „Platforma” to thriller, który za pomocą wielopoziomowego więzienia ma pokazywać, symbolicznie oczywiście, nierówności społeczne. Mnie się nie podobał, ale oceny ma nie najgorsze, więc jeśli lubisz takie klimaty, możesz spróbować obejrzeć.

Co u mnie

Po pierwszym szoku, z bijącym jak szalone sercem i nocach z niespokojnymi snami, powoli zaczęłam się oswajać z tą nową sytuacją. Przestałam wciąż śledzić główne media. Zaczęłam szukać informacji gdzie indziej. Patrzeć na wszystko pod nieco innym kątem. Uspokajać się. Skoro nie mogę nic zmienić, muszę siedzieć w domu, postanowiłam nie czekać na to, co będzie później. Nie zadręczać się myślami, kiedy to nadejdzie, co wtedy wreszcie zrobię… Zdecydowałam, że najlepiej będzie, jeśli po prostu sprawię, że codzienność będzie chociaż odrobinę przyjemniejsza. Dlatego kupiłam kwiaty na balkon. Codziennie wynoszę tam poduszki i spędzam choć kilka minut w słońcu. Więcej czytam. Zafarbowałam włosy i wróciłam do kręconych. Pomalowałam paznokcie. Więcej piekę. Jestem tu i teraz. Jest mi dobrze, na tyle ile może być w tych okolicznościach oczywiście.

Siedzieć w domu - moje podsumowanie marca

A co u Ciebie słychać? Jak Ci minął marzec?