Zanim kupiłam ten peeling, przeczytałam o nim sporo dobrych opinii na blogach i na stronie drogerii internetowej, w której zwykle robię zakupy. Byłam więc niemal pewna, że będę z niego zadowolona. Połączenie naturalnych drobinek złuszczających i enzymu z papai brzmi naprawdę dobrze. A jednak peeling do twarzy Orientana papaja i żeń-szeń indyjski nie powalił mnie na kolana. I choć nie jest zły, to nie jest tym, czego potrzebuje moja skóra. Ale po kolei.
Pierwsze wrażenie
W płaskim zafoliowanym kartoniku znajduje się niewielki zakręcany słoiczek. Wieczko dodatkowo zabezpieczone złotkiem gwarantuje świeżość. Lubię peelingi w słoiczkach, bo choć najlepiej używać do nich szpatułki, żeby nie zanieczyścić całości i trzeba uważać, by drobinki nie dostały się w okolice pokrywki uniemożliwiając dokładne zakręcenie, to łatwo mogę kontrolować, ile produktu zostało do końca, mogę go też spokojnie zamieszać, gdyby była taka potrzeba. Peeling do twarzy Orientana jest gęsty, kremowy, z widoczną sporą ilością drobinek. Pachnie delikatnie, trochę ciasteczkowo, dość przyjemnie, choć nie jest to mój ulubiony aromat. Producent zaleca, by używać go 1-2 razy w tygodniu, na zwilżoną skórę twarzy. Masować a następnie spłukać. Wydaje mi się jednak, że nie pozostawienie go na twarzy spowoduje, że enzym z papai (papaina) nie będzie miał kiedy zadziałać. Stosowałam go jednak i zgodnie z zaleceniem i na suchą twarz, zwykle też pozostawiałam go dłużej. Dzięki kremowej konsystencji dobrze się rozprowadza i nie spływa z twarzy. Nie powoduje pieczenia, mrowienia, czy też zaczerwienienia, co mi się czasem zdarzało w przypadku innych peelingów enzymatycznych. Jest też łagodny dla oczu (pod warunkiem, że drobinki będziemy trzymać z dala od nich!) i wydajny.
Opakowanie 50 ml kosztuje niecałe 30 zł i kupicie je na przykład tutaj.
Skład
Składniki (INCI): Aqua, Helianthus Annuus Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Glyceryl Stearate, Prunus Ameniaca Shell Powder (starte ziarno moreli), Juglans Regia Shell Powder (starte ziarno kokosa), Plant Glycerin, Triticum Vulgare Germ Oli, Butyrospermum Parkii Butter, Stearic Acid, Withania Somnifera Root Extract (ekstrakt z żeń-szenia), Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Carica Papaya Leaf Extract (ekstrakt z papai), Isopropyl Myristate , Glyceryl Caprylate, Cetyl Alcohol, Citrus Grandis Seed Oil, Sesamum Indicum Oil, Crocus Sativus Oil, Persea Gratissima Oil, Ethylene Glycol Monostreate, Santalum Album Oil, Aquaxyl, Daucus Carota Sativa Seed Oil, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.
Skład wygląda naprawdę imponująco. Peeling jest oparty na złuszczających drobinkach moreli i kokosa oraz na papainie, która nie tylko delikatnie usuwa martwy naskórek, ale również rozjaśnia przebarwienia. Ciekawy jest dodatek ekstraktu z żeń-szenia mającego właściwości odżywcze i regenerujące. To jednak nie wszystko, bo w składzie znajdziemy też masło shea, olej słonecznikowy i ze słodkich migdałów oraz olej z kiełków pszenicy, z pestek grapefruita, sezamowy, szafranowy, z awokado, z drzewa sandałowego i z ziaren marchwi. Dzięki temu peeling do twarzy Orientana ma nie tylko działanie złuszczające ale również pielęgnujące, wzmacniające i regenerujące.
Peeling do twarzy Orientana papaja i żeń-szeń indyjski – moim zdaniem
Mimo że wydaje się, że drobinek ścierających w słoiczku jest sporo, na twarzy nie jest ich już tak dużo. W dodatku są dość delikatne, więc sam peeling mechaniczny nie jest peelingiem silnie złuszczającym. Powieszałabym nawet, że jest jednym ze słabszych, jakich używałam. Większy efekt mogłaby robić papaina, ale mimo że próbowałam używać tego peelingu na różne sposoby, nie zauważyłam działania enzymu. Przypuszczam, że stężenie jest dla mnie zbyt małe. Na pewno peeling lepiej sprawdziłby się na cerze delikatnej, wrażliwej, suchej. Dlaczego? Bo siłę tarcia drobinek można regulować a peeling enzymatyczny sam w sobie jest bardzo słaby. Za to ma świetne działanie pielęgnujące. Nie pozostawia tłustej warstwy, ale skóra nie jest wysuszona. Mimo że nie czuje się w składzie tych wszystkich olejków (konsystencja jest naprawdę kremowa a nie oleista), to buzia po zmyciu peelingu jest świetnie odświeżona, nawilżona i ukojona. Traktuję go trochę jak taką maseczkę odżywczą i w tej roli sprawdza się u mnie świetnie. Wszak jednak nie taka jest jego rola i mimo że polecam go wypróbować wrażliwcom, dla mnie jest zbyt delikatny.
Używacie peelingów mechanicznych czy wolicie enzymatyczne? Jedno nie wyklucza drugiego, ja póki co chyba pozostanę przy korundowych. Najlepiej się u mnie sprawdzają.