Piękną nam pogodę zafundował październik na koniec, prawda? W poniedziałek kładłam się spać, było prawie zimowo, na termometrze zaledwie kilka stopni. We wtorek rano wstałam i temperatura już prawie letnia, 20’C o 7 rano. Niesamowite. A jak mi minął ten miesiąc? Poprzednia formuła podsumowania miesiąca ze słowami kluczowymi trochę mi się znudziła, więc dziś będę improwizować. Liczę na to, że będzie przyjaźniej i ciekawiej. To co, zaczynamy? Podsumowanie października czas start.
Blogowanie
Jeszcze we wrześniu udało mi się wypracować dobry rytm, dwa posty na blogu tygodniowo. Jeden w poniedziałek/wtorek, drugi w czwartek/piątek. Byłam bardzo zadowolona, bo to przecież raczej czasu i chęci mi brakuje, nie tematów. Potem jednak przyszły jakieś kłopoty, sprawy zaprzątające moją głowę, choroby. Znów się nie mogłam skupić i ponownie wypadłam z rytmu. Źle mi z tym, choć nie chcę i nigdy nie chciałam robić nic na siłę. Muszę się jednak postarać, by pewnych spraw nie brać tak bardzo do siebie, by nie wpływały na moją produktywność.
Kosmetyki
Zaobserwowałam pewien trend, który mnie trochę smuci. Niektórzy mówią, że to źle, kiedy firma produkująca popularne kosmetyki drogeryjne wypuszcza naturalną linię. Że to niewłaściwie wpływa na postrzeganie kosmetyków naturalnych itp. Ja mam odmienne zdanie. Ostatnio jednak zdarzyło się, że dwie tzw. naturalne marki wypuściły produkty z gorszym składem. Jedna słynąca z delikatnych mydeł w płynie i żeli dołączyła do swojego asortymentu szampony, ale z dużo silniejszymi detergentami niż w pozostałych produktach. Druga, znana przede wszystkim z hydrolatów i kremów, wypuściła żele i mydła w płynie już nie tylko z mocnymi środkami myjącymi ale również z niefajnym konserwantem (Disodium EDTA). I to moim zdaniem jest już bardzo nie ok. Jeśli lubię jakąś markę, polecam ją innym, a potem pojawiają się u niej takie kosmetyki, zwyczajnie tracę do niej zaufanie. Ciekawa jestem, jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Książki
Cel na ten rok, 52 książki, już za mną. Bardzo mnie to cieszy, bo kocham czytać, a od urodzenia dzieci nie udawało mi się znaleźć odpowiednio dużo czasu na czytanie. Mówią jednak, że chcieć to móc i chyba coś w tym jest. W październiku przeczytałam 5 kolejnych.
- „Już mnie nie oszukasz” Harlan Coben – dobrze było sobie przypomnieć, jak bardzo dobry jest Coben i jak uwielbiam jego książki, szczególnie te bez Myrona. Bohaterką tej jest kobieta – oficer, która próbując się uporać ze śmiercią męża pewnego dnia zauważa go na filmie z kamery, którą zamontowała w domu będąc już wdową. Książka trzyma w napięciu a zakończenie zaskakuje, choć mam wrażenie, że nie jest do końca dopracowane. Mimo wszystko warto ją przeczytać.
- „Trupia farma Nowe śledztwa” Bill Baas, Jon Jefferson – jak bardzo podobała mi się pierwsza część o pracy antropologów sądowych, tak tutaj jestem trochę zawiedziona. Więcej tu ciekawostek niż dokładnie od początku do końca opisanych spraw. Szkoda.
- „Kraina Opowieści: Zaklęcie życzeń” Chris Colfer – wydawać by się mogło, że to książka dla dzieci, ale nic bardziej mylnego. Owszem, dla dzieci (takich 8+) również, ale przede wszystkim dla wszystkich miłośników baśni. Mamy tutaj rodzeństwo bliźniąt, które pewnego dnia przenosi się do świata znanego z baśni. Jest Śnieżka, Czerwony Kapturek, Zła Macocha… I wcale nie jest dokładnie jak w bajce. Dobrze było poznać te postaci z nieco innej, bardziej ludzkiej strony a jednocześnie świetnie się bawić. Polecam.
- „Obserwuję cię” Teresa Driscoll – „Popełniłam błąd. Teraz to wiem.” Ella obserwuje w pociągu spotkanie dwóch nastoletnich dziewczyn i mężczyzn, którzy dopiero opuścili więzienie. Już ma interweniować, kiedy okazuje się, że dziewczyny wcale nie są takie niewinne, na jakie wyglądają. Odpuszcza. Następnego dnia dowiaduje się, że jedna z nich zaginęła. Wbrew pozorom nie jest to książka o nie wtrącaniu się w czyjeś życie a całkiem niezła historia z mnóstwem ciekawych wątków pobocznych. Każdy z bohaterów ma swoje tajemnice. Co się stało z Anną? Zakończenie Was zaskoczy. Ja polecam.
- „Lato utkane z marzeń” Gabriela Gargaś – po tę książkę sięgnęłam z jednego powodu. Okazało się, że autorka stworzyła cykl składający się z książki, która mi się podobała w zeszłym roku, tej właśnie książki i nowości, w świątecznym klimacie, na którą mam ogromną ochotę. Nie żałuję. Oczywiście jest sielsko, miło, są miłości i małe dramaty, ale całość niesie też wiele prawd o tym, co jest naprawdę w życiu ważne i czemu powinniśmy poświęcić swój czas. Ja na tyle polubiłam autorkę, że mam ochotę zapoznać się z innymi jej książkami.
Seriale
Teraz jest taki czas, że prawie nie ma u mnie wieczoru bez filmu. Dzięki temu trochę zaniedbałam czytanie, ale obejrzałam aż 3 filmy pełnometrażowe i 2 krótkie seriale.
- Chicha noc – bardzo dobry film z Dawidem Ogrodnikiem. Niby śmieszny, ale przerażająco smutny. Pokazuje tylko kilka około świątecznych dni z życia rodziny, ale dni podczas których wszystko się zmienia. Praca za granicą, wielkie oczekiwania, naiwność, hipokryzja… Podobno reżyser pokazuje, że nie jest z nami, Polakami, najgorzej, ale ja odniosłam inne wrażenie. Warto obejrzeć, choć niekoniecznie przed Bożym Narodzeniem.
- Carte Blanche – kolejny polski film, tym razem z rewelacyjnym Andrzejem Chyrą w roli głównej. Oparty na prawdziwych wydarzeniach opowiada o nauczycielu, który traci wzrok, ale postanawia ten fakt ukryć przed wszystkimi w szkole i nadal uczyć. Człowiek z pasją i powołaniem, nie poddaje się, walczy nie tylko o siebie, ale również o swoich uczniów. Polecam. Niezwykła historia.
- Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek – film na podstawie książki o tym samym, śmiesznym, tytule. Kilka lat temu książka zrobiła na mnie duże wrażenie, kwestią czasu tylko było więc obejrzenie filmu. Przedstawia on codzienne życie mieszkańców małej angielskiej wyspy podczas niemieckiej okupacji. Mamy więc dramat (głód, okrucieństwo wojny), ale i romantyczną historię miłosną. Musicie to zobaczyć.
- Rojst – krótki polski serial w klimacie mrocznych lat 80. Bardzo dobra obsada (znów Dawid Ogrodnik), świetna muzyka. W małym, zapomnianym miasteczku dochodzi do morderstwa prostytutki i komunistycznego działacza oraz samobójstwa pary nastolatków. Sprawa szybko zostaje zamieciona pod dywan, ale nie daje spokoju dziennikarzom. To mocny film, na pewno nie spodoba się każdemu.
- The Rain – najsłabszy w zestawieniu, ale nadal całkiem dobry skandynawski serial. Mamy tutaj epidemię morderczego wirusa, rodzeństwo zamknięte w bezpiecznym bunkrze i później ich poszukiwania ojca w opustoszałym, niebezpiecznym świecie. Po trochę sztucznym początku środek jest bardzo dobry, ale zakończenie znów słabe. Rozumiem zamysł otwierający drogę do kolejnej serii, ale nie wyszło to dobrze.
Warto przeczytać
Ilona z Mum and the city w tym wpisie opisała dokładnie moje lęki. I tak, czasem zastanawiam się, czy powinnam się z tym wybrać do psychiatry, ale ten wpis i komentarze pod nim oraz w mediach społecznościowych pokazują, że jednak nie, że nie jestem z tym sama. Chciałabym, żeby ten wpis dotarł nie tylko do jak największej grupy kobiet, ale by przeczytali go również mężczyźni, mężowie, ojcowie, bracia. By zrozumieli, z czym jako kobiety musimy się mierzyć na co dzień. Tylko jeśli do nich to dotrze, mamy szansę na zmianę. W innym wypadku już zawsze będziemy się bać.
U mnie
Początek października był naprawdę przepiękny. Korzystaliśmy więc rodzinnie z ładnej pogody. Były spacery po mieście, wyprawy na wieś, do lasu na grzyby. Wraz z nadejściem gorszej pogody cały mój zapał i dobry humor się ulotnił. Staram się coś z tym zrobić. Kupiłam już cały stosik świątecznych książek, żeby się odpowiednio nastroić przed Bożym Narodzeniem i przegonić smutki. Ale co mi z tego wyjdzie? Sama nie wiem. Jestem zmarzluchem, nie lubię zimna i nic na to nie poradzę. Puszysty koc, ciepły sweter, gorąca herbata, pachnące świeczki, dobra książka – to wszystko pozwala mi przetrwać ten gorszy czas, ale nie sprawia, że go lubię.
A co tam u Was? Jak Wam minął październik?