Marcowe nowości kosmetyczne

Wciąż nowe kosmetyki. Która z nas ich nie pragnie. Chodzi jednak o to, by kupować i używać a nie tylko gromadzić, prawda? Czasem trudno się powstrzymać, ale leżące na półkach zapasy szybko przestają cieszyć stając się raczej wyrzutem sumienia niż przyjemnością. Chcieć mniej. Kupowanie z głową jest trudne. Ja się wciąż tego uczę. Jak mi poszło w marcu? Same zobaczcie.

Vianek

Vianek

Ósmego marca z okazji Dnia Kobiet sklep internetowy marki Vianek zmniejszył kwotę minimalnych zakupów uprawniających do darmowej dostawy do 30 zł. Kupiłam więc maseczki, które bardzo chciałam wypróbować a których recenzja pojawiła się już na blogu i dorzuciłam do nich żel pod prysznic. Gratis dostałam taką ilość próbek, że będę w stanie wypróbować prawie wszystkie kremy do twarzy. Jak dotąd używałam tylko kremów Biolaven i lekkiego kremu nagietkowego Sylveco i nie zrobiły na mnie wrażenia, ale coś czuję, że po prostu nie trafiłam na ten właściwy.

Fresh&Natural

Przy zamówieniu leków w aptece nieco popłynęłam i do koszyka wrzuciłam również 3 peelingi Fresh&Natural. Nie żebym ich potrzebowała, po prostu były niedrogie. Denerwują mnie trochę, bo mimo zabezpieczenia złotkiem jeden z nich przecieka, ale mam nadzieję, że to będzie ich jedyna wada. Za jakiś czas na pewno napiszę o nich coś więcej. Olejek Etja wykorzystam prawdopodobnie do kąpieli, chyba żebym miała ochotę zrobić sobie samodzielnie jakiś kosmetyk, ale wątpię, czy doczeka tego czasu.

Polny Warkocz

Polny Warkocz

Mazidło odżywczo kojące i rumiankową esencję micelarną otrzymałam w ramach współpracy z marką Polny Warkocz. Nie jest to moja pierwsza przygoda z kosmetykami tej marki. Mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia i dobre składy liczę na to, że będę z nich zadowolona.

Bielenda, L’Oreal

Bielenda, L'Oreal

Kosmetyki Bielendy i L’Oreala również otrzymałam. Póki co najlepiej sprawdza się krem do rąk, a dziwak w postaci retuszu odrostów w sprayu okazał się bublem. Co z tego, że radzi sobie z pokryciem odrostów, kiedy przy okazji brudzi skórę głowy. W moim przypadku oznacza to tylko jedno, do kosza.

I to by było na tyle. Jak widzicie, nie jest źle. I coś Wam powiem. Przemyślany zakup naprawdę potrzebnego w danym momencie kosmetyku cieszy dużo bardziej. A jeśli w dodatku ta nowość się sprawdzi, to już w ogóle jest zachwyt. Jak uważacie?