Która z nas nie chciałaby przechytrzyć czasu i pozbyć się oznak starzejącej się skóry, przede wszystkim zmarszczek, ale i mniejszej elastyczności czy gęstości skóry? Firmy kosmetyczne dobrze o tym wiedzą, prześcigają się więc w tworzeniu coraz to nowych, wiele obiecujących specyfików. Nivea również nie pozostaje w tyle. Ostatnio do jej linii przeciwzmarszczkowej Q10 plus dołączyło urocze w wyglądzie serum perły młodości. Producent przekonuje, że stosowanie go wraz z kremem na dzień z tej samej linii redukuje zmarszczki 50% bardziej skutecznie niż kiedykolwiek wcześniej. A jak jest w rzeczywistości?
Serum perły młodości
Serum zawiera najwyższą dawkę koenzymu Q10 wśród kosmetyków Nivea z linii Q10 plus. Koenzym ten występuje naturalnie w skórze, ale wraz z wiekiem jego poziom spada sprawiając, że skóra gorzej regeneruje się, jest bardziej podatna na zmarszczki. W serum koenzym Q10 zamknięty jest w tych żółtych perełkach nazywanych perłami młodości a dodatkowo jest zatopiony w żelu z kwasem hialuronowym i kreatyną. Kreatyna, podobnie jak koenzym Q10, pomaga zwalczać oznaki starzenia się skóry a kwas hialuronowy wiąże w niej wodę powodując, że staje się bardziej gładka. Tyle teorii.
W praktyce serum w moim odczuciu wypada bardzo dobrze. Pompka świetnie je dozuje. Po wyciśnięciu otrzymujemy zmielone perełki, ale niezupełnie, nie jest to konsystencja gładkiego kremu. Nie wystarczy więc ich szybko rozsmarować, przydaje się mały masaż twarzy. Ale spokojnie, wystarczy chwila. Pachnie bardzo subtelnie, prawie niewyczuwalnie. Wchłania się niemal natychmiast, prawie do matu. Pozostawia buzię lekko wygładzoną, o ładnym zdrowym wyglądzie. Jako posiadaczka nie najmłodszej już cery (skończyłam 35 lat) ale absolutnie nie suchej, raczej normalnej w kierunku mieszanej, jestem z niego bardzo zadowolona. Przy obecnych temperaturach wystarcza mi na dzień takie nawilżenie, jaki daje mi wyłącznie to serum, stosowane solo, ewentualnie z lekkim kremem innej marki. Moja twarz się po nim nie świeci, nie zapycha. Wieczorem nie jest przesuszona. Jest to kosmetyk, który spokojnie mogę polecić. Opakowanie 40 ml kosztuje niecałe 50 zł.
Krem nawilżający na dzień
Krem nawilżający na dzień zawiera również naturalnie występujące w skórze koenzym Q10 oraz kreatynę, dzięki temu pomaga zapobiegać powstawaniu zmarszczek. Dodatkowo posiada filtr przeciwsłoneczny SPF 15.
Krem jest dość gęsty i bardzo treściwy (na trzecim miejscu w składzie jest masło Shea). Nie jest to konsystencja, która by mi na dzień odpowiadała. Jest zbyt ciężki, długo się u mnie wchłania i moja buzi się po nim nieładnie świeci. Dużo lepiej sprawdza się jako krem na noc, zapewniając mi odpowiedni poziom nawilżenia. Jednak ze względu na obecność filtrów zostawię go sobie na jesień lub zimę, można go używać do 12 miesięcy po pierwszym otwarciu. Na pewno lepiej sprawdziłby się na cerze wymagającej większego nawilżenia, suchej lub normalnej w kierunku suchej. Fajnie, że ma filtr przeciwsłoneczny, szkoda tylko że tak niewielki. W kremie do twarzy bardziej odpowiedni byłby SPF 50 lub chociaż 30. Nie jest to jednak zły krem, po prostu zupełnie do mnie nie pasuje. Wydaje mi się, że lepiej by się u mnie sprawdził krem do cery mieszanej z tej samej linii, który ma beztłuszczową formułę i zawiera ekstrakt z alg. Oba kremy mają pojemność 50 ml i kosztują nieco ponad 40 zł.
Podsumowując uważam, że jest to duet na pewno zasługujący na uwagę, szczególnie to serum które naprawdę polubiłam. Ale czy redukuje zmarszczki, nawet głębokie? Nie powiedziałabym. Zresztą nawet się tego nie spodziewałam. To tylko kosmetyki a nie cudowne eliksiry rodem z bajek. Owszem, dbają o odpowiednie nawilżenie skóry, o jej lepsze napięcie i większą elastyczność. Na pewno opóźniają widoczne gołym okiem efekty starzenia się skóry. Są dobre ale obietnice producenta nieco przesadne.