Myślałam, że to będzie przyjemny listopad. Jak bardzo się myliłam! Pierwsza połowa minęła mi co prawda całkiem dobrze. Dni nie były bardzo zimne, było sporo słońca a ja miałam mnóstwo energii. Potem jednak wciągnął mnie jakiś nieokreślony dół. Niemoc totalna. A kiedy zastanawiałam się, jak się z tego wszystkiego wygrzebać, zachorowałam. Gardło, zatoki, uszy… Nawet zapalenia spojówek dostałam. Nadal jestem na antybiotyku, choroba jednak powoli mija, mogę więc Wam napisać krótkie podsumowanie listopada. Będzie o blogowaniu, o książkach, o serialach i o mojej ulubionej herbacie. Zapraszam.
Blogowanie
Nie ukrywam, że jest wiele spraw, które mnie w tym temacie męczą. Recenzje na blogach ogromnej ilości kosmetyków (czy tylko ja mam jedną twarz i używam kremu co najmniej 3 miesiące?), mega rozdania na Instagramie, wieczne follow-unfollow, te same produkty wyskakujące z tak wielu zdjęć… Prawie nie czytam już blogów, a nawet jak któryś czasem otworzę, bo temat mnie zainteresuje, to tylko skroluję zdjęcia i zamykam. Chyba mi się to wszystko przejadło. Na blogach szukam przepisów, pomysłów na wyjazdy, recenzji książek i kosmetycznych nowości (raczej naturalnych). Na Instagramie głównie przeglądam Stories (wyłącznie te z napisami). Facebook? Obserwuję tylko kilka grup (książki, social media, kosmetyki naturalne, bliźnięta). Nie, żebym dzięki temu miała więcej czasu. Chociaż może?
Seriale
W listopadzie obejrzałam 2 krótkie seriale i wciągnęłam się w 1 dłuższy, ale o nim napiszę Wam pewnie dopiero za miesiąc, bo obecnie jestem w połowie drugiej serii a została mi jeszcze trzecia. To co już skończyłam to:
- Tabula rasa – to dostępna na Netflixie historia cierpiącej na amnezję kobiety, która jest kluczowym świadkiem w sprawie zaginięcia mężczyzny. Początek historii jest nieco dziwny, ale z odcinka na odcinek ogląda się coraz lepiej a zakończenie jest niesamowite. Jeśli nie znacie, koniecznie musicie go obejrzeć.
- Tabu – historia młodego awanturnika, który na początku XIX wieku niekoniecznie zgodnie z prawem próbuje zbudować imperium handlowe. To jest taki leniwy serial, który w ogóle nie trzyma w napięciu. Po zakończeniu nadal nie wiem dokładnie, o co w nim chodziło, więc jeśli lubicie takie klimaty, możecie spróbować oglądać, w innym wypadku – niekoniecznie.
Książki
Kiedyś moim marzeniem była praca w bibliotece. Wyobrażałam sobie, że będę tylko czytać. No ok, jeszcze czasem coś komuś polecać. Tymczasem marzę o własnej bibliotece, czytam w domu a rekomenduję Wam. W listopadzie przeczytałam 5 kolejnych książek, w tym 4 już w świątecznym klimacie.
- „Filip, lis i magia słów” Elżbieta Zubrzycka – to pozycja dla dzieci i moim 8-letnim córkom bardzo się podobała. Jest to ciepła opowieść o niezwykłej przyjaźni zwierząt, przede wszystkim liska, zająca i łabędzia. W moim odczuciu zbyt pouczająca, przez co książka straciła na lekkości i łatwości przekazu. Dzieci są mądre, nie zawsze trzeba mówić do nich wprost, choć powinno się mówić odpowiednio dostosowanym do wieku językiem.
- „Dwanaście życzeń” Karolina Głogowska, Katarzyna Troszczyńska – świetna książka na początek tego całego świątecznego szaleństwa. Nietypowa, bo ani klimatyczna, ani wzruszająca. Napisana jednak tak lekko i z humorem, że czas przy niej spędzony trudno uznać za nieudany. Opowiada o kobietach z jednej rodziny, ale tak bardzo różnych. O ich tęsknotach, pragnieniach, rozterkach. Ja polecam.
- „Magia grudniowej nocy” Gabriela Gargaś – jest to trzeci tom cyklu. Pierwsza książka „Wieczór jak ten” została wydana na święta rok temu i bardzo mi się podobała. W międzyczasie wyszła jeszcze letnia, wakacyjna. I teraz znów pozycja w świątecznym klimacie. W moim odczuciu najsłabsza spośród wszystkich książek tego cyklu, ale mimo wszystko warta przeczytania. Jest coś takiego w głównych bohaterach, Michalinie, jej bracie i babci Zosi, co pozostawia takie ciepło na sercu.
- „Anioł na śniegu” Joanna Szarańska – to też książka z cyklu, tym razem krótszego. Pierwsza część „Cztery płatki śniegu” wyszła rok temu. W nowej książce mamy kolejne święta u mieszkańców jednego, znanego z poprzedniej części, bloku. Pełna humoru opowieść bardzo dobrze się czyta i dostarcza solidnej porcji wzruszeń. Mieszanka idealna.
- „Trzy życzenia” Katarzyna Michalak – nad tą książką zastanawiałam się najdłużej, zanim ją kupiłam. To jest również książka z serii, już czwarta, przy czym pierwsza została wydana na święta rok temu. Jednak wątek Nataniela i bohaterów poprzednich części nie jest głównym wątkiem tej książki. Jak zwykle mnóstwo jest tu tragedii (u pani Michalak chyba nie ma zwyczajnych bohaterów), dużo też cudownie rozwiązanych spraw. Może to jednak nowe postacie, może w tej akurat książce jest coś więcej, ale mój odbiór jest bardzo pozytywny.
Rozgrzewająca herbata
Zawsze lubiłam herbatę, ale odkąd przestałam pić kawę (jakieś 2 miesiące temu), kocham ją jeszcze bardziej. Latem piję głównie zieloną i owocową. Zimą jednak stawiam na mocną czarną herbatę z plasterkiem cytryny lub pomarańczy i rozgrzewającymi przyprawami. Dodaję do niej pół laski cynamonu, anyżową gwiazdkę, kilka goździków i plaster imbiru (jak mi się przypomni). Taka herbata nie tylko cudownie pachnie, ale naprawdę dobrze smakuje a jej zrobienie nie zajmuje dużo czasu.
Co u mnie
Pisałam już o chorobie i tak naprawdę to ona zdominowała ten mój listopad. Najpierw były chore córki. Potem ja zachorowałam. Lekarka trochę zbagatelizowała problem, więc infekcja nie tylko trwała dłużej ale się rozniosła. Szkoda mówić. Do tego przez to wszystko nie byłam na targach, ani kosmetycznych ani książkowych. Smuteczek. Zawsze twierdzę, że zdrowie jest najważniejsze i to tylko potwierdza moje zdanie. Oczywiście przez ten czas nazbierało mi się mnóstwo zaległości. Próbuję się z tego wszystkiego odkopać, ale w tym gorącym przedświątecznym czasie trochę trudno mi idzie.
A co tam u Was? Jak Wam minął listopad?