Wraz z pielęgnującym olejkiem do mycia ciała w paczce ambasadorskiej z Le Petit Marseillais przywędrował do mnie regenerujący krem do rąk. Powoli dobija dna, więc czas na recenzję z podsumowaniem jego działania. Jeśli jesteście ciekawe, czy naprawdę zasługuje na miano regenerującego, zapraszam dalej.
Z informacji od producenta: By spełnić potrzeby zniszczonej i przesuszonej skóry, Le Petit Marseillais stworzył idealną kompozycję – połączył trzy wyjątkowe składniki z Południa: cudowne masło Shea, które odżywia i optymalnie nawilża skórę, aloes znany ze szczególnie kojącego działania i zapewniający ochronę wosk pszczeli.
Dzięki bogatej konsystencji krem do rąk Le Petit Marseillais intensywnie regeneruje zniszczoną i przesuszoną skórę. Błyskawicznie się wchłania zapewniając Twoim dłoniom niezbędne nawilżenie* i natychmiastową ulgę.
*nawilżenie górnych warstw naskórka
Regenerujący krem do rąk Le Petit Marseillais umieszczony jest w wygodnej, miękkiej tubce zamykanej na zatrzask. Dzięki temu krem łatwo otworzyć, ale na pewno nie otworzy się sam (np. w torebce) i nie powinno być problemu z wydobyciem go do samego końca. Etykieta jest utrzymana w stylistyce innych produktów marki, prosta i czytelna.
Sam krem jest dość gęsty i ciężki, wydaje się być bardzo treściwy. Pachnie intensywnie słodko. Nie jest to drażniący zapach, ale utrzymuje się na skórze, więc po jakimś czasie może zacząć przeszkadzać.
Za tubkę 75 ml zapłacimy około 11,50 zł.
Składniki (INCI): Aqua, Isononyl Isononanoate, Glycerin, Ethylhexyl Palmitate, Glyceryl Stearate, Olus Oil, Glycol Palmitate, Cetearyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Butyrospermum Parkii (maslo Shea), Dimethicone, Aloe Barbadensis Leaf Extract (ekstrakst z liści aloesu), Mauritia Flexuosa Fruit Oil, Propylene Glycol, Hydrogenated Vegetable Oil, Candelilla Cera, Caprylyl Glycol, Cera Alba (wosk pszczeli), Isohexadecane, Steareth-20, Polysorbate 60, Ceteth-20, PEG-75 Stearate, Zea Mays Starch, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide, Methylisothiazolinone, Parfum.
Regenerujący krem do rąk Le Petit Marseillais z masłem Shea, aloesem i woskiem pszczelim ma je oczywiście w składzie ale dość daleko. Ja szczerze mówiąc spodziewałam się tutaj czegoś lepszego. Mimo wszystko, ponieważ wydawał się treściwy, na początku stosowałam go wyłącznie na noc. Nakładałam grubszą warstwę, która potrzebowała sporo czasu, by się wchłonąć, ale krem przyjemnie otulał dłonie, które od razu wydawały się gładsze, bardziej miękkie i miłe w dotyku. W tej roli się jednak nie sprawdził. Moje dłonie są przesuszone i wymagające. W ciągu nocy faktycznie wymagają regeneracji, przy stosowaniu tego kremu na noc ich stan się stale pogarszał. Tak jakbym niczego nie używała. Dożo lepiej u mnie spisuje się jako krem na dzień, do częstego stosowania. Efekty jednak, jakie daje, są powierzchowne i krótkotrwałe. Do tego nie wchłania się błyskawicznie i pozostawia na dłoniach lekką ale wyczuwalną warstewkę, która szczególnie przy wyższych temperaturach trochę mi przeszkadza. Po jakimś czasie jego zapach też mnie zaczął męczyć. Nie jest to więc krem, do którego będę wracać, ale wiem, że niektórym z Was może się spodobać, szczególnie w pielęgnacji dłoni w ciągu dnia.
Znacie kremy do rąk Le Petit Marseillais?