Ostatnio na blogu trochę mniej kosmetycznie. Nie dlatego, że do kosmetyków straciłam serce (nowości i denka możecie na bieżąca podglądać na Instagramie), ale ponieważ chcę się z Wami dzielić również innymi aspektami mojego życia. Równie ciekawymi a często dla mnie ważniejszymi. Nadal chętnie pokazuję Wam jednak kosmetyki szczególnie warte uwagi, na inne zwyczajnie szkoda mi czasu. Dziś najlepsze z najlepszych – piątka kosmetyków, która uprzyjemniała mi ostatnie jesienne dni i najlepiej się u mnie sprawdziła. Może wśród nich znajdziesz swojego nowego ulubieńca?
Bielenda Vegan Friendly – masło do ciała Pomarańcza
Gęste, aksamitne i bardzo wydajne masło, które bardzo dobrze nawilża skórę, co jest szczególnie pożądane w czasie tych chłodniejszych miesięcy. Przy tym bardzo szybko się wchłania nie pozostawiając na ciele żadnej tłustej warstwy a skóra natychmiast po aplikacji jest gładka i miła w dotyku. Poza tym cudownie pachnie pomarańczą! Pewnie już wiesz, że to jeden z moich ulubionych zapachów. W kosmetykach do ciała zapach oczywiście nie jest dla mnie najważniejszy, ale z pewnością gra jedną z głównych ról. To masło kosztuje około 15 zł i dziwi mnie bardzo, że wciąż nie jest zbyt popularne. Ma świetny skład i naprawdę rewelacyjne właściwości.
Hud Salva – maść do dłoni
To nie jest lekki, ładnie pachnący krem, który szybko się wchłania, lojalnie ostrzegam. Jest to jednak najlepszy specyfik do dłoni, jakiego kiedykolwiek używałam, a moje dłonie są bardzo wymagające. Wystarczy go nakładać raz dziennie, na noc, żeby utrzymać dłonie w dobrym stanie. Dosłownie w ciągu kilku dni jest w stanie poradzić sobie z zaczerwienioną, ekstremalnie przesuszoną, swędzącą i miejscami nawet pękającą skórą. Zostaje ze mną do wiosny, bo wtedy jest cieplej i stan moich dłoni się poprawia. Tobie też go naprawdę serdecznie polecam. Może nie jest najtańszy, ale jest wydajny i naprawdę najlepszy z najlepszych.
Kallos – maska do włosów Keratin
Tę maskę szczególnie doceniam, kiedy nie mam czasu na olejowanie i moje włosy są w gorszym stanie, co ma miejsce teraz gdzieś od listopada. Maska świetnie je dociąża, zmiękcza, wygładza. Poza tym lekko nabłyszcza i ułatwia rozczesywanie. Czuję, że świetnie sprawdzi się również zimą, kiedy włosy chowa się pod kapturem lub czapką.
Rimmel – maskara Volume Colourist
To jest maskara, która ma stopniowo koloryzować rzęsy sprawiając, że końcówki i jasne rzęsy są bardziej widoczne dając wrażenie wydłużenia i zagęszczenia. Szczerze mówić nie zauważyłam takiego efektu, może dlatego że moje rzęsy są naturalnie dość ciemne. Co mnie jednak urzekło w tym tuszu, to klasyczna gęsta szczoteczka, która dociera do najmierniejszych rzęs i świetnie je rozdziela. Daje bardzo ładny, naturalny efekt. Nieco wydłuża i zagęszcza rzęsy. Uwielbiam maskary Rimmel, a ta jest jedną z tych najbardziej ulubionych.
Clinique – balsam do ust Chubby Stick
Ten balsam do ust to mój ulubieniec od Clinique. Uwielbiam go niezmiennie od lat, szczególnie w kolorze Super Strawberry. Lekko podbija kolor ust a przy tym delikatnie je nawilża. Nie potrzeba wiele wprawy, żeby go nałożyć. Nie skleja ust i nie pozostawia żadnej nieprzyjemnej warstwy. Żaden inny balsam do ust czy też koloryzująca pomadka ochronna nie dają takiego efektu koloru i komfortu na ustach.
Znasz moich ulubieńców? Wiem, że za oknem już bardziej zimowo niż jesiennie, ale zapewniam Cię, że sprawdzą się również przy obecnej aurze.