Nie przepadam za Karpaczem. W ogóle Karkonosze nie mają dla mnie tej potęgi i magii, którą mają Tatry. Kiedy jednak zbliżały się ferie i na śnieg we Wrocławiu nie było co liczyć, postanowiliśmy wyskoczyć na kilka dni w góry. Bo gdzie szukać śniegu zimą, jeśli nie w górach? A ponieważ to tylko kilka dni, chcieliśmy pojechać niedaleko. Do wyboru mieliśmy w zasadzie Karpacz i Szklarską Porębę i wybraliśmy to pierwsze. Czy był śnieg? Co porabialiśmy w Karpaczu, my nie jeżdżący na nartach? Zaraz Ci opowiem.
Sanki
Jadąc do Karpacza nie mieliśmy zbyt wielkich nadziei na śnieg. We Wrocławiu było ciepło, a po drodze tylko gdzieniegdzie leżała odrobina śniegu w zagłębieniach czy na zacienionych zboczach. Okazało się jednak, że w Karpaczu śnieg jest i to całkiem sporo. Kiedy zajechaliśmy na miejsce, wszędzie było biało a ulica-deptak, przy której mieszkaliśmy (Konsytuacji 3 Maja), przypominała lodowisko. Wieczorem prószył delikatnie śnieg, było mroźno i pięknie.
Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się na śnieg, na sanki. W końcu po to głównie przyjechaliśmy. Ubraliśmy się ciepło, zabraliśmy sanki i poszliśmy w dół deptaka na górkę przy placu zabaw na ul. Parkowej. Bardzo fajne miejsce. Ogrodzony plac zabaw, zabezpieczona saneczkowa górka i park/las, w którym można pobiegać czy ulepić bałwana. Całość była dobrze oświetlona, więc zostaliśmy tam do wczesnego popołudnia.
Dziki Wodospad, żółty szlak do Samotni
Kolejnego dnia bardzo chciałam się wybrać do Samotni. Zastanawialiśmy się tylko skąd, a ponieważ od Świątyni Wang już szliśmy kilka razy, wybraliśmy trasę od Dzikiego Wodospadu. Tego dnia było już cieplej. Na trasie nie było tego widać, ale śnieg mocno się topił. Mogliśmy wziąć ze sobą sanki albo jabłuszka, bo świetnie by się stamtąd zjeżdżało, ale nie wpadło nam to do głowy. Szlak z Dzikiego Wodospadu do Samotni jest na początku bardzo szeroki, łagodny. Tego dnia nie spotkaliśmy na nim wielu ludzi, było raczej spokojnie. Dzieci wolały się bawić na śniegu, lepić bałwany itd., zamiast iść do przodu, a ponieważ były przeziębione a w połowie trasy już nieźle wymęczone, postanowiliśmy zejść z powrotem na dół i wrócić tam latem.
Krucze Skały, Skarby Ziemi Juna
Gdy wstaliśmy następnego dnia, okazało się, że prawie cały śnieg zniknął. W planach mieliśmy saneczkową górę, ale było tak ciepło, że nawet naśnieżanie nie miało większego sensu. Podjechaliśmy więc na Krucze Skały. Nie spędziliśmy tam jednak zbyt dużo czasu, bo po roztopach było okropne błoto. Wybraliśmy się za to do pobliskiego muzeum w Dworze Liczyrzepy, do Skarbów Ziemi Juna. Pooglądaliśmy minerały, dziewczyny kupiły sobie kilka okazów w sklepie firmowym, pochodziliśmy chwilę po mieście i stwierdziliśmy, że czas się spakować.
Kiedy wyjeżdżaliśmy z Karpacza nie było już w ogóle śniegu. Nie tylko na ulicach i chodnikach, ale również na trawnikach czy w lesie. Nie skorzystaliśmy więc w pełni z uroków zimy w górach, ale wróciliśmy zadowoleni i wypoczęci. Czasem nawet taki krótki reset jest niedoceniony.
Szukasz noclegu w Karpaczu?
Zarejestruj się i odbierz kupon na 100 zł w airbnb.