Od 4 dni mamy czerwiec, a ja nie mogę się z niczym wyrobić. Mam wrażenie, że im więcej rzeczy odhaczam na liście „to do”, tym więcej nowych się pojawia. Jakiś kosmos. Dlatego też i to denko nieco później. Może jak pozbędę się tych opakowań, to powoli zacznę wychodzić na prostą z pracą?
1. Tonik łagodzący Bandi – dobrze się sprawdzał, przyjemnie łagodził i delikatnie nawilżał. Byłam z niego zadowolona i być może wrócę. Pachnie lekko słodko, atomizer bez zarzutu.
2. Żel myjąco-energetyzujący Lirene – miałam obawy, czy go używać, bo jest dość silny (na SLES) a kiedy się w końcu zdecydowałam, uczulił mnie. Bardzo swędziały mnie po nim powieki. Ostatecznie skończył jako żel do mycia ciała i w tej roli sprawdzał się nieźle. Ma przyjemny orzeźwiający cytrusowy zapach i niezbyt wygodne opakowanie.
3. Rumiankowa micelarna esencja Polny Warkocz – jeden z moich ulubieńców z tego denka. Delikatna, skuteczna i naturalna. Jestem zachwycona. Więcej o niej tutaj.
4. Energetyzujący witaminowy sorbet Norel – lekka żelowa konsystencja, cudowny cytrusowy zapach, szybkie wchłanianie się, dobre nawilżanie – to tylko niektóre z jego zalet. Poza tym to bomba witaminowa i producent tych witamin wcale nie dodaje nam tutaj w śladowych ilościach, jak to niektórzy potrafią. Pełną recenzję znajdziecie w tym miejscu.
5. Maska odbudowująca Yves Rocher – dobrze dociążała włosy, które po niej wyraźnie mniej się puszyły, były lepiej nawilżone, bardziej gładkie, miłe w dotyku. Przy tym nie obciążała ich, nie powodowała szybszego przetłuszczania się.
6. Malinowy peeling do ciała Balneokosmetyki – jeden z moich ulubionych peelingów do ciała. Lubię do niego wracać ze względu na idealną konsystencję i cudny, choć może nie do końca malinowy, zapach. Pisałam o nim kiedyś, możecie tam między innymi podejrzeć, jak wygląda. O tutaj.
7. Kremowe odżywcze masło do ciała Vis Plantis – bardzo się z nim polubiłam. Jego lekka formuła jest idealna na ciepłe dni. Masło szybko się wchłania pozostawiając skórę miękką i gładką w dotyku. Polecam jego pełną recenzję.
8. Odżywczy żel pod prysznic Dove – lubię żele tej marki, ale ten mnie trochę zmęczył. Jest tak gęsty i kremowy, że nawet prysznic go nie rusza i trzeba go dobrze ręcznie zmywać ze skóry. Przy takiej pojemności było to uciążliwe a słodki zapach nie ułatwiał sprawy. Dlatego ja mówię nie temu wariantowi.
9. Ziołowy płyn do płukania jamy ustnej Sylveco – odkąd go poznałam, nie używam żadnego innego. Zakochałam się w tym naturalnym odświeżeniu i nie zamienię na inny. Więcej o nim pisałam tutaj.
10. Antyperspirant Pharmacy Laboratories – ma dopisek bloker, ale żadnym blokerem to on moim zdaniem nie jest. Ot, zwykły antyperspirant, dla mnie zbyt słaby na takie ciepłe dni.
11. Olej awokado Delawell – nie jest to mój ulubiony olej. Stał zapomniany na półce a w końcu zużyłam go do produkcji kul do kąpieli.
12. Żel do mycia twarzy Lychee Sorbet Accessorize – uroczy maluszek dobry na podróż, ale szczerze mówiąc ani składkowo ani w działaniu nie specjalny.
13. Mydło żurawinowe Stenders – nie przepadam za mydłami w kostce, ale zawsze jakieś tam mam w łazience. To jest całkiem fajne, ładnie wygląda, jest dość miękkie (ale nie za miękkie) i ma przyjemny dla nosa zapach.
14. Brzozowa pomadka ochronna z betuliną Sylveco – bardzo dobrze pielęgnuję usta, również te wrażliwe, w niesprzyjających warunkach. Uwielbiam ją i z pewnością jeszcze do niej wrócę.
Niby niewiele ale objętościowo całkiem sporo tych pustych opakowań. W maju pożegnałam się z kilkoma naprawdę dobrymi kosmetykami, do których chętnie wrócę. I Wam też je polecam: esencję micelarną Polny Warkocz, sorbet Norel, peeling Balneokosmetyki, masło Vis Plantis, płyn do płukania ust i pomadkę Sylveco. Znacie już któryś z tych kosmetyków?