Nie powiem, że nie cieszę się, że luty już sobie od nas poszedł. Teraz czas na wiosnę! Kwiatki, trawkę, ptaszki, słońce i te sprawy. No ale zanim zaczniemy się do tego przygotowywać nie tylko powoli zrzucając zimowe części garderoby, czas na rozliczenie z lutym. Zapraszam na mini recenzje zużyć poprzedniego miesiąca.
1. Olejek do demakijażu Klairs – bardzo przyjemny w użyciu, lekki, niezbyt tłusty, łatwy do zmycia. Miłości jednak z tego nie będzie. Więcej o nim przeczytacie tutaj.
2. Pianka do mycia twarzy O2 BB Cleanser Skin79 – przeznaczona jest dla wrażliwców i mam wrażenie, że nie domywa twarzy tak dobrze jak Lotus Mild. Poza tym jest małym wielkim oszustem, ogromne opakowanie, a bardzo szybko się skończyła. Jeśli wrócę do pianek Skin79, to na pewno nie do niej.
3. Krem z 5% kwasem migdałowym Pharmaceris – uspokoił moją cerę i zmniejszył nieco produkcję sebum, ale spodziewałam się po nim dużo więcej. Prawdopodobnie był dla mnie po prostu za słaby. Tutaj pełna recenzja.
4. Mazidło pszeniczne do cery suchej i dojrzałej Polny Warkocz – bardzo ciężkie i bardzo tłuste. Ponieważ moja cera mimo że 35+, to nie jest sucha, mogłam go używać tylko na noc. Dzięki niemu skóra była dobrze nawilżona i miękka. Więcej pisałam o nim tutaj.
5. Krem do twarzy Clinique Moisture Surge Extended Thirst Relief – to taka magiczna niewidzialna maska, która nałożona na twarz natychmiast sprawia, że jest ona gładka, miękka i po prostu w dobrej kondycji. Nie jest to oczywiście działanie stałe i dogłębne, ale czasem bardzo pożądane.
6. Wzmacniający krem do twarzy na dzień Vianek – z zielonym pigmentem dla cery naczynkowej, zaczerwienionej i wrażliwej. Nie wiem, jaki ma wpływ na naczynka, bo nie mam z nimi problemu, ale fajnie delikatnie wyrównuje koloryt a przy tym jest dość lekki. Przyznam, że zastanawiam się nad zakupem pełnej wersji.
7. Energetyzujący multiaktywny koktajl Bandi 35+ – porównałabym do go kremu Clinique, bo ma podobne właściwości, tylko nie tak doskonałe.
8. Balsam do ciała odżywianie Le Petit Marseillais – oczarował mnie przede wszystkim zapachem. Nie ma idealnego składu, ale byłam z niego zadowolona. Tutaj pisałam o nim więcej.
9. Bioaktywna emulsja do mycia i kąpieli Oillan – bez zapachu, bez piany, bez dużej ilości detergentów. Mimo wszystko mnie przekonuje, w końcu jest środkiem specjalistycznym i jako taki sprawdza się świetnie.
10. Mus do ciała borówka Biolove – masło shea z dodatkami, dobrymi dodatkami. Pachnie nieziemsko. Jeśli lubicie ciężkie i tłuste formuły, będziecie zadowolone. Ja jednak stawiam na coś lżejszego. Więcej o nim przeczytacie tutaj.
11. Organiczny scrub do ciała sycylijska pomarańcza Organic Shop – za swoją cenę jest rewelacyjny, ale nie powiem, że mnie nie drażniło słabe opakowanie i brak zabezpieczeń. Nie jest to absolutnie produkt do zabrania w podróż. Tutaj recenzja.
12. Krem ochronny do rąk ciepłe rękawiczki Natura Siberica – bardzo fajny lekki i szybko wchłaniający się maluszek o przyjemnym zapachu, ale nazwę ma nieadekwatną do działania. Nadaje się raczej do wielokrotnego używania w ciągu dnia a nie do wyjścia na mróz.
13. Szampon uspokajający dla wrażliwej skóry głowy Ec Lab – bez agresywnych detergentów, nie tylko SLS/SLES. Z ekstraktem z aloesu nie podrażnia, ale i łagodzi. Czuję, że jeszcze się spotkamy. Jego recenzję znajdziecie tutaj.
14. Zestaw kosmetyków naturalnych do kąpieli Nacomi – 4 półkule i sól. Nie jest to mój pierwszy taki zestaw i na pewno nie ostatni. Lubię półkule Nacomi, bo przyjemnie pachną oraz zawierają sporo olejków.
15. Organiczna maska do włosów grecka figa i olej migdałowy Organic Shop – nie polubiłam się z z nią. Oprócz tego, że włosy po umyciu były całkiem miękkie i gładkie, mam wrażenie, że ich kondycja pozostała bez zmian. Nie tego szukam.
I to by było na tyle. Teraz chyba czas rozejrzeć się za lżejszymi kosmetykami, może za jakimś kremem z filtrem? Powiem Wam, że co nieco się u mnie w głowie zmieniło w kwestii pielęgnacji, ale o tym psst. Wszystko powoli. Najpierw trzeba wykorzystać niekończące się zapasy.