Blogowanie wczoraj i dziś

Dziś, żeby zaistnieć w blogowym świecie, trzeba mieć ogromną siłę przebicia w postaci znajomości lub wciąż rozwijającej się pasji, lekkiego pióra, dobrych zdjęć i odrobiny szczęścia. A kiedyś? Pamiętacie jeszcze czasy, kiedy blog był po prostu internetowym pamiętnikiem, któremu spowiadało się z radości i smutków dnia codziennego? Kiedy wpisy nie zawierały zdjęć, recenzji, postów sponsorowanych? Gdy nie liczył się wygląd, ale przede wszystkim emocje?

Blogowanie wczoraj i dziś

0202122

Z internetem zetknęłam się pierwszy raz w liceum, chociaż tak naprawdę trudno to tak nazwać. Miałam w klasie bardzo zdolnego kolegę, który czasem przychodził na lekcje śpiący i nieprzygotowany. Jego kumple mówili wtedy, że znów zarwał noc w internecie. Niewiele z tego rozumiałam. Kiedyś potem na zajęciach z informatyki próbowaliśmy sprawdzić, czy w szkolnej pracowni jest ten tajemniczy internet. Otworzyliśmy jedyną wtedy słuszną przeglądarkę IE, ale nie znaliśmy adresu żadnej strony. Dopiero kiedy skończyłam liceum, w wakacje, kolega brata przyniósł do naszego domu swój nowy modem i pokazał nam, na czym to wszystko polega. Pamiętacie internet wdzwaniany pod numer 0202122 za 6 za za godzinę w dzień i 3 zł za godzinę w nocy i w weekendy (co wtedy, szczególnie dla młodego człowieka, było astronomiczną kwotą)? Potraficie odtworzyć dźwięk modemu towarzyszący łączeniu się z internetem? Pamiętacie te przerwane połączenia i alarm Bankruta, który kontrolował koszt połączenia, gdy się człowiek za bardzo zapomniał?

Chatmania

Był rok 2000. Weszłam na chata i przepadłam! I wiecie, że do dziś pamiętam nick chłopaka, z którym przeprowadziłam pierwszą rozmowę przez internet, mimo że nigdy więcej już go nie spotkałam? Oprócz chata używałam również Gadu-Gadu i skrzynki pocztowej. Mejle pisałam oczywiście off-line, z oszczędności. A i tak prosiłam brata, żeby mi przekazał swoje impulsy, bo rodzice nam je limitowali. Stałe łącze? Brak możliwości technicznych. Mieszkałam w małej miejscowości. Wdzwanialiśmy się do internetu przez półautomatyczną centralę, która miała tylko 2 wyjścia na zewnątrz, blokując możliwość rozmowy telefonicznej innym osobom z osiedla. Rozłączała nas nie tylko Telekomunikacja ale również pracownica centrali. Internet był zarezerwowany wtedy przede wszystkim dla ludzi majętnych, mieszkańców dużych miast i studentów, szczególnie kierunków ścisłych.

Blogowanie wczoraj i dziś

Blog.pl

Zaraz potem poszłam na studia i internet stanął przede mną otworem. Nadal nie miałam nawet swojego osobistego komputera, ale mogłam korzystać z pracowni komputerowej w instytucie do późnego wieczora. To właśnie wtedy, na początku studiów, dokładnie 11 kwietnia 2002 roku, moja koleżanka Marta, którą poznałam 2 lata wcześniej na chacie, namówiła mnie do założenia bloga. 15 lat temu na platformie blog.pl napisałam swój pierwszy post.

Pamiętnik

Blog był odpowiednikiem pamiętnika, zeszytu, w którym skrzętnie notowało się swoje myśli a czasem również wiersze czy opowiadania. Chwila zadumy, 5 minut pisania i powstawał wpis. Każdy wyjątkowy i oryginalny. Niepowtarzalny. I nieważne było światło, bo i tak nikt nie robił zdjęć. Promocja, social media, posty sponsorowane? Nikt o tym nie słyszał. Statystyki czytaliśmy, żeby mieć uciechę ze słów kluczowych, po których ludzie trafiali na bloga i żeby sprawdzić, czy nikt niepowołany nie zaczął nas czytać. Blog a więc i bloger był najczęściej anonimowy i taki chciał pozostać. Dzięki temu był bardziej otwarty i prawdziwy. Radziliśmy sobie, pocieszaliśmy się. Nawiązywały się przyjaźnie. Nie zabiegaliśmy o czytelników, ale oni byli, szczególnie jeśli pisało się szczerze i regularnie.

Blogowanie wczoraj i dziś

Bloger

Mój pierwszy blog przez dobrych kilka lat był anonimowy. Prócz Marty, która namówiła mnie do jego prowadzenia, nie wiedział o nim nikt z mojej rodziny czy znajomych. Był jak przyjaciółka, terapeuta wysłuchujący wynurzeń na temat studiów, życia w dużym mieście, przyjaźni, miłości… Nie dawał poczucia przynależności do grupy, ale dawał wsparcie. Już samo to, że zapisało się swoje myśli, pozwalało na spojrzenie na nie z innej perspektywy a komentarze sprawiały, że człowiek nie był z nimi sam. Blog rozwijał się razem ze mną. Dorastał. Wraz ze zmianami, które zaszły w platformie blog.pl (przejęcie przez Onet), zmieniło się moje życie. Skończyłam studia, zaczęłam pracę, weszłam w poważny związek. I blog powoli przestał mi być potrzebny. Próbowałam go jeszcze reanimować. W międzyczasie prowadziłam lekkiego i zabawnego bloga z koleżankami, ale to już nie było to blogowanie co dawniej.

Bibaba

Kiedy 3 lata temu postanowiłam wrócić do pisania, jeszcze nie wiedziałam, o czym tak naprawdę będę chciała pisać. Wiedziałam tylko, że to ma być tylko moje miejsce a więc i własna domena. Nazwa musiała być krótka, zapadająca w pamięć i unikalna. Dlaczego bibaba? Moje córki bardzo długo posługiwały się wymyślonym przez siebie językiem. Kiedy zwaliły przytwierdzoną do ściany półkę na książki wraz z zawartością albo wyniosły wszystkie zabawki do przedpokoju, mówiły „bibaba!”, co prawdopodobnie znaczyło „bałagan”. Bardzo życiowe. A ponieważ nie lubię się ograniczać i narzucać sobie sztywnych ram, tak już zostało. I choć teraz pisanie to również zdjęcia, SEO, social media, choć zmieniła się tematyka, to jedno wciąż pozostaje aktualne. Blog uczy. Zmusza do ciągłego rozwoju, doskonalenia się. I to jest piękne.

Wiecie jednak, jakie słowo ciśnie mi się mimo wszystko na usta, gdy pomyślę o blogowaniu naście lat temu? Nostalgia. Wiem, że to nie wróci, ale tęsknię za tamtymi czasami.