Balea – kosmetyki dostępne w drogeriach DM za naszą zachodnią granicą są obiektem pożądania wielu z nas. Wyróżniają je kolorowe opakowania i przepiękne, intensywne zapachy. Czy warto do nich wzdychać? Dziś kilka słów na temat balsamu do ciała kokos i orzechy shea tej marki.
Balsam zamknięty jest w zgrabnej 400 ml plastikowej butelce zamykanej na klik. Klapka łatwo się otwiera, nie ma z tym żadnego problemu. Szata graficzna etykiety spójna z butelką, dominuje niebieski i biel, na froncie apetyczny kokos i orzechy shea, z tyłu skład, opis itd. Konsystencja balsamu przypomina mleczko, jest dość rzadka, ale nie przecieka między palcami. Kolor mlecznobiały. Zapach? Obłędny! Nie przepadam za kokosowymi kosmetykami, ale ten pachnie przepięknie, naturalnie kokosowo.
Składniki (INCI): Aqua, Glycerin, Helianthus Annuus Hybrid Oil (olej z nasion słonecznika), Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Butyrospermum Parkii Butter (masło Shea), Ethylhexyl Stearate, Isopropyl Palmitate, Alcohol, Cocos Nucifera Fruit Extract (ekstrakt kokosowy), Parfum, Sodium Cetearyl Sulfate, Carbomer, Phenoxyethanol, Benzyl Alcohol, Anise Alcohol, Sodium Hydroxide.
Jak wspominałam, zapach tego balsamu nie należy do moich ulubionych, ale muszę przyznać, że jest naprawdę dobry, intensywny, słodki, prawdziwie kokosowy. I mam wrażenie, że tu się kończą jego zalety, bo dalej jest tylko przeciętnie. Mimo że balsam jest lekki, bieli i nie wchłania się od razu. Trzeba chwilę odczekać, nawet jeśli posiada się suchą skórę. Nawilżenie też nie jest spektakularne. Zaraz po wsmarowaniu skóra jest miękka i gładka, miła w dotyku, ale po kilku godzinach to uczucie mija i skóra znów domaga się nawilżenia. Warto więc go kupić dla samego zapachu? Wydaje mi się, że niekoniecznie.